
Malować mieszkanie, czy nie malować? A dzieci jeszcze małe, to poczekajmy aż podrosną”
To jest zdanie, które pada w wielu polskich domach.
Malowanie – najczęściej odkładany remont w domy; zwłaszcza w domach z małymi dziećmi.
Jak każdy rozsądny człowiek obawiamy się wydawania pieniędzy na marne. Po co mamy inwestować w odświeżenie mieszkania, skoro wiemy, że ciężko jest wytłumaczyć kilkuletniemu dziecku, aby nie bawiło się w sposób destrukcyjny dla naszego mienia. Takie dziecko ma w głowie zabawę i nie myśli o konsekwencjach tego co zrobi, a nas rodziców takie szkody nie tylko bolą, ale i materialnie kosztują.
Szykując wyprawkę przedszkolną w tym roku natrafiliśmy na wiele ciekawych rozwiązań, które mogą okazać się idealnym rozwiązaniem na zastąpienie w domu klasycznych farb, kredek, czy pisaków, a nie zabieranie przy tym frajdy z malowania i tworzenia.
A co ze zmywalnymi farbami, przecież to też jest jakieś rozwiązanie?
Niby tak, to prawda, że zmywalne farby potrafią trochę wydłużyć żywot naszych ścian, ale wiemy z doświadczenia, że niestety nie wszystkie prace twórcze naszych dzieci z nich zejdą bez śladu. Trzeba też pamiętać, że taka farba zmywalna ma też pewne granice tego co można z niej zmyć, a gdzie zaczniemy już szlifować do gołej ściany. Dobrym przykładem są ciemne ślady po pracującym powietrzu nad kaloryferem – dobra farba zmywalna pomaga w ich skutecznym usunięciu, ale po kilku latach okazuje się, że już nie jesteśmy ponownie w stanie usunąć plam i ściana i tak wymaga malowania.
Trzeba by też wspomnieć, że np. taka farba olejna, czy długopis, marker potrafią tak się wgryźć w strukturę farby, że nie będziemy w stanie jej usunąć.
To co można zrobić? Jakie jest rozwiązanie z tytułu artykułu?
Wracamy do naszych zakupów „wyprawkowych”, na których to widzieliśmy kilka bardzo ciekawy rozwiązań, które wyglądają na ewolucję farb wodnych, które znamy z dzieciństwa, ale są znacznie bardziej zaawansowane.
Pierwszy produkt, który nas zaskoczył, to książeczka, która po otwarciu pokazywała białe strony, z jedynie delikatnie zaznaczonymi konturami przedmiotów, zwierząt i roślin, które się pod tą białą kartką kryły. W komplecie był flamaster, który napełnialiśmy tylko wodą. Takie flamaster w rękach dziecka ma znacznie mniejsze szanse na wyrządzenie szkód, a działał jak prawdziwy – przejechanie w odpowiednich polach nie tylko kolorowało obszary obrazka (jak w farbach wodnych), ale też odkrywało całe zdjęcia i grafiki pozwalając dziecku na kreatywne malowanie obrazu z jednoczesnym ćwiczeniem zdolności manualnych i bezpośrednim wpływem na to jak obrazek będzie wyglądał. Co więcej książeczka tego typu jest wielokrotnego użytku – po skończeniu zabawy wystarczy zostawić ją do wysuszenia i wszystkie obrazki znikają zostawiając na nowo biały obszar roboczy i kontury.
Świetna zabawa na kilka godzin (nie tylko dla dzieci ;), ale to nie wszystko czym możemy zastąpić klasyczne flamastry.
Kolorowe flamastry – tzn. kolorowe, ale jednak wodne
Inny zestaw też przykuł naszą uwagę: blok kilkunastu kartek rysunkowych i zestaw 8 flamastrów – no już na starcie brzmi jak recepta na nieszczęście, ale patrzymy na opis, a tu informacja, że to są flamastry, które malują w swoich kolorach, tylko na tym specjalnym papierze w zestawie. Próba przejechania nimi po każdej innej powierzchni nie zostawia żadnych śladów. Kolory (odpowiednie do danego pisaka) pojawiają się trwale po styczności z tym dedykowanym arkuszem i co ważne w tym przypadku prace zostają z nami na zawsze – tutaj nie ma efektu znikania po czasie jak w poprzedniej książeczce.
Sprawdźcie sami – takie rozwiązana są dostępne w wielu popularnych marketach i sklepach z zabawkami dla dzieci. Ceny zaskakująco nie są wygórowane, zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę oszczędności na unikniętych stratach w mieszkaniu 🙂